niedziela, 6 grudnia 2009

ŁOSOWSCY

Na niedzielny, leniwy wieczór proponuje płytę łączącą pokolenia. Dobrze się tego słucha a jeśli ktoś chciałby jeszcze coś poczytać , to dołączam artykuł z onet-u napisany przez Przemka Jurka, który wydał mi się bardzo interesujący. Napisany we wrześniu tego roku wydaje mi się dobrym dodatkiem do tej muzyki.


Nowe Narodziny (1994)



KLIK

W lipcu ukazała się pierwsza po 15 latach solowa płyta Sławomira Łosowskiego. Dawny lider grupy Kombi nie trafił niestety na listy bestsellerów, ale ma czyste sumienie i wciąż pozostaje sobą. Niewiele dawnych gwiazd polskiego mainstreamu może to o sobie powiedzieć.
Koleje losu krajowych tytanów rockowego boomu z lat 80. mogą naprawdę zadziwić. To temat na frapujące i pouczające studium o wzlotach i upadkach, o złamanych karierach i desperackich próbach powrotu na muzyczny parnas. Eksplozja wolności, rozkwit piractwa i nowe muzyczne mody (choćby na grunge) po 1989 r. wymiotły z mediów albo zepchnęły na margines rynku wielu artystów, którzy wcześniej sprzedawali kilkusettysięczne nakłady płyt i brylowali na listach przebojów. Jedni stracili status gwiazdy na rzecz pozycji "żywej legendy" i festynowo-dożynkowej atrakcji dla sentymentalnych 30-latków, z założenia spektakularne powroty innych mało kogo obeszły, i tylko nieliczni – jak Lady Pank, Maanam, Perfect czy Budka Suflera – jakoś dali sobie radę w nowych warunkach. Po największych pechowcach pozostały do dziś mgliste wspomnienia, lekko obciachowe przeboje na składankach i pożółkłe plakaty z "Dziennika Ludowego" na strychach, większości przypadł los trudnych do ubicia dinozaurów, niby wciąż artystycznie aktywnych, ale często traktowanych z pobłażaniem bądź wręcz z jawną niechęcią – zarówno przez nowy narybek w branży, jak i dawnych, nierzadko rozgoryczonych fanów. A Sławomir Łosowski stoi z boku.
Lider z dorobkiem
Tylko na ostatniej studyjnej płycie Kombi ("Tabu" z 1989 r.) Sławomir Łosowski nie jest podpisany jako lider. Do tamtej pory – począwszy od debiutanckiego longplaya "Kombi" z 1980 r. przez "Królów życia" (1981 r.) i "Nowy rozdział" (1984 r.) aż po "Kombi 4" (1985 r.) to właśnie przede wszystkim on – jak na prawdziwego pryncypała przystało – stanowił o muzycznym obliczu zespołu. Oczywiście – charakterystyczny głos Grzegorza Skawińskiego, brzmienie jego gitary, słynna czerwona elektroniczna perkusja Simmonsa, którą przez jakiś czas obsługiwał znany z SBB Jerzy Piotrowski, oraz upodobanie do funku wyczuwalne w błyskotliwej grze basisty Waldemara Tkaczyka – to wszystko także tworzyło specyficzny, nowoczesny jak na tamte czasy sound Kombi, ale jego główną składową była ogromna bateria instrumentów klawiszowych, wspomagana z czasem przez komputer Commodore 64. A całą tę maszynerię obsługiwał Sławomir Łosowski. Pierwsze hity zespołu (instrumentalne "Wspomnienia z pleneru", "Przytul mnie" i nieco późniejszy "Taniec w słońcu") były jego kompozycjami. Podobnie jak największy przebój, czyli nieśmiertelne "Słodkiego, miłego życia". Oraz znany z czołówki programu "5-10-15" utwór "Bez ograniczeń". I tak udane piosenki jak „Nie ma jak szpan", "Kochać cię – za późno", "Za ciosem cios", "Gdzie tak biegniecie bracia", "Nietykalni – skamieniałe zło", "Pamiętaj mnie", czy jeden z najlepszych, choć zapomniany i niedoceniony utwór "Czekam wciąż" z czwartej płyty grupy.
Koledzy z ambicjami
Pozostałym muzykom wypada jednak oddać sprawiedliwość. Grzegorz Skawiński dla Kombi napisał m.in. "Hotel twoich snów", "Królów życia" i "Black And White", a Waldemar Tkaczyk – oprócz wielu tekstów – muzykę do "Linii życia", "Nie ma zysku" i "Naszego rendez vous". Obaj na pewno nie byli wyrobnikami pracującymi pod dyktando szefa, choć można się domyślać, że ten szef twardo obstawał przy jasno sprecyzowanej koncepcji działania i brzmienia kapeli. Choć więc Skawiński i Tkaczyk mieli swój wkład w zespół i swoje powody do satysfakcji, mieli także niemałe prywatne ambicje, które, przynajmniej do pewnego czasu, próbowali pogodzić z działalnością w Kombi. Przez jakiś czas nawet im się to udawało. W 1989 r. Grzegorz Skawiński wydał płytę solową, a w nagraniach towarzyszył mu m.in. Waldemar Tkaczyk. Nie była to co prawda dobra wróżba dla Kombi, ale muzycy deklarowali w wywiadach chęć zwykłej odskoczni od popowej elektroniki na rzecz muzyki hard rockowej, która – jakoby – od zawsze była ich główną pasją. Na początku 1992 roku Kombi przestało jednak istnieć. O obu muzykach słyszeliśmy później wielokrotnie – najpierw grali jako Skawalker, potem z dużym sukcesem działali pod szyldem O.N.A., a gdy zostawiła ich Agnieszka Chylińska, wrócili do biznesu jako KOMBII. Co jednak w tym czasie działo się ze Sławomirem Łosowskim? Co dzieje się z nim teraz? Bo – jak by kto pytał – klawisze w nowym Kombi obsługuje ktoś zupełnie inny.
Samotność zawodowca
Sławomir Łosowski po rozpadzie Kombi wycofał się z czynnego życia muzycznego. Można przypuszczać, że odejście kolegów nie zrobiło na nim specjalnego wrażenia – muzyk miał bowiem znacznie poważniejsze problemy niż potencjalnie trudna perspektywa szukania dla siebie nowego miejsca na scenie. Postępująca choroba jego żony uniemożliwiła mu koncertowanie i w pewnym sensie przykuła do miejsca zamieszkania. W prowincjonalnym bądź co bądź Gdańsku trudno było cokolwiek zdziałać. Sytuacja była jednak o tyle korzystna, że Łosowski był już wtedy właścicielem dobrze wyposażonego studia nagraniowego i mógł – przynajmniej pośrednio – uczestniczyć w procesie twórczym, choćby innych artystów. Mimo wszystkich kłopotów, w 1994 roku zdołał nagrać płytę instrumentalną wraz ze swoim synem, Tomaszem (wtedy muzycznym adeptem, dziś uznanym w branży perkusistą). Album "Nowe narodziny" nie zrobił oczywiście kariery w mediach, choć ukontentował fanów i wzbudził ich nadzieję na więcej. Niestety – na tej jednej płycie się skończyło, artysta zajął się biznesem. O Sławomirze Łosowskim przez długie lata pamiętali tylko zaprzysięgli zwolennicy muzycznej estetyki lat 80.
Wyjście z cienia
Fani dawnego Kombi przez jakiś czas mogli mieć uzasadnioną nadzieję na odrodzenie zespołu w jego klasycznym składzie. Okoliczności były nad wyraz sprzyjające – w 2003 roku grupa O.N.A. przestała istnieć, a trudno było oczekiwać, że Grzegorz Skawiński i Waldemar Tkaczyk przyjmą wyrok losu z pokorą i w pełni sił twórczych nagle (i dobrowolnie) wycofają się z rynku. Reaktywacja wisiała więc w powietrzu. Stare Kombi – w komplecie – pojawiło się nawet w telewizyjnej "Szansie na sukces", a to mogło zwiastować, że pewne rozmowy są już w toku.Jak te rozmowy naprawdę wyglądały, można się tylko domyślać. Wydane przez muzyków oświadczenia (dostępne w Internecie na fan-clubowej, radykalnej w niechęci do duetu Skawiński-Tkaczyk, stronie starego zespołu) są wzajemnie sprzeczne, niewykluczone, że prawda jak zwykle leży po środku, ale zupełnie prawdopodobne, że to właśnie Sławomir Łosowski został pokrzywdzony i ma pełne prawo czuć się oszukany przez swoich – byłych już chyba – kolegów. Na oficjalnej stronie artysty czytamy: "W 2003 roku byli muzycy jego zespołu, bez zgody lidera i założyciela […], z naruszeniem wszelkich norm etycznych i moralnych zawłaszczyli legendarną nazwę Kombi, dokonując manipulacji polegającej na powołaniu do życia grupy o prawie takiej samej nazwie – Kombii. Wiele osób zostało wprowadzonych w błąd i myślało, że jest to reaktywacja legendarnego zespołu w starym składzie. Fani i starzy przyjaciele prawdziwego Kombi przecierali oczy ze zdumienia, nie widząc w składzie lidera i klawiszowa, i słysząc obce im brzmienie."Jak poradziło sobie na rynku KOMBII, wiemy doskonale. Ta uzurpacja okazała się jednak bardzo potrzebnym Łosowskiemu impulsem. Wrócił. Ale działa teraz – jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało – w podziemiu.
Nowe narodziny
Łosowski swój pierwszy koncert solowy dał w 2004 roku na plaży w Łebie. Był to jego pierwszy występ od 12 lat. Od tamtej pory zagrał jeszcze tylko kilkanaście razy – wraz z synem oraz młodym wokalistą Zbyszkiem Filem, obdarzonym mocnym głosem, zaskakująco zresztą podobnym do głosu Skawińskiego – i choć przez te kilka lat koncentrował się głównie na odświeżaniu starych przebojów, w tym roku postanowił wreszcie nagrać coś nowego. Płyta „Zaczarowane miasto” ukazała się w lipcu nakładem wytwórni MTJ. Składa się na nią pięć piosenek i pięć utworów instrumentalnych, z czego dwa ("Casablanca" i "Zaczarowane miasto") to kompozycje z repertuaru dawnego Kombi. Oprócz tego fani artysty dostali krążek live i bonusową płytę DVD. Płytę poprzedzały single z utworami "Pekin (Digital Sound)", "Miłość to dwoje nas" i "Niebo, które czeka:".Czy album stał się bestsellerem? Jak wiadomo – nie, bo na żadnej empikowej liście nikt go jak dotąd nie widział, a i na empikowej półce dostrzec go równie niełatwo. Płyta trafiła przede wszystkim do najwytrwalszych fanów artysty, singlowe piosenki zyskały aprobatę w serwisie YouTube, lecz szału nie było. I zapewne nie będzie. Ale wydanie tej płyty postawiło Sławomira Łosowskiego w sytuacji, której dwie dekady temu zapewne nie byłby w stanie sobie wyobrazić.
Pop z podziemia
Jak to wygląda? Przede wszystkim artysta ma radykalnie mniejsze grono odbiorców niż kiedyś. Nagrywa dla firmy, która nie słynie w Polsce z możliwości promocyjnych, a i z dystrybucją nie jest u niej najlepiej. Jego działania wspiera fan-club, który w uwielbieniu dla swego idola jest absolutnie – i często aż do granic rozsądku i przyzwoitości – bezkrytyczny (warto sprawdzić na forum oficjalnej strony Łosowskiego, jak bardzo dostało się Tymonowi Tymańskiemu, gdy w jednym z wywiadów nieopatrznie skrytykował Kombi, zresztą – i stare, i nowe). Koncertuje tylko w wybranych miejscach i z rzadka – i na pewno nie z konieczności. Funkcjonuje w zasadzie poza branżą i z pewnością – choćby jako kompozytor "Słodkiego, miłego życia" – nie musi już grać dla pieniędzy. Krótko mówiąc – Łosowski działa dziś jako artysta podziemny, znany nielicznym i w pewnym sensie – elitarny.Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak co innego. Otóż Sławomir Łosowski – a to nie może nie zasługiwać na szacunek – pozostał wierny sobie. Okazało się bowiem, że wbrew utyskiwaniom i licznym złośliwościom krytyków muzycznych z lat 80. Kombi wcale nie było aż tak cyniczne i koniunkturalne jak powszechnie sądzono. Dziś, po ponad dwóch dekadach od najlepszych czasów w dziejach zespołu, jego lider wciąż gra w stylu, który dobrze znamy z "Nowego rozdziału" czy "Kombi 4". Teraz już nie musi – można więc mieć pewność, że po prostu chce. Gra to, co lubi, wciąż na tych samych instrumentach (m.in. na słynnym modelu Yamahy DX-7 czy na Prophecie 5), i ciągle ma swoje unikalne i z miejsca rozpoznawalne brzmienie. Że to wszystko archaiczne, dla wielu obciachowe i zupełnie niemodne? Nieważne. Ważne, że z serca.

32 komentarze:

Analogowe ucho. pisze...

Kapitalnie opowiedziana historia. Genialnie wręcz, w kilku miejscach, łza się w oku zakręciła, ech......
Przemogę się, co mi tam ;-) i posłucham empeczy (szkoda, no ale, cóż począć) bom ciekaw,bardzo, bardzo, dokonań solowych, Łosowskiego.

Analogowe ucho. pisze...

mpc-e, g.Lan Anonim? ;-) Dobrze, bardzo dobrze się tego słucha. No miód!

quid pisze...

wiele lat temu przypadkiem trafilem na plyte w salonie muzycznym w Katowicach na Mlynskiej..lezala sobie niepozornie wsrod innych plyt..kupilem ja z miejsca..swietna muzyka...swietne partie Tomka...plyta ma 15 lat a moim zdaniem nie zestarzala sie zupelnie...szkoda ze Losowscy tak malo nagrywa..

Piotr K. pisze...

Tak zapomniałem dodać że płyta trafiła do mnie,już pewnie z rok temu, dzięki uprzejmości gLana.
Dzięki.

Piotr K. pisze...

he,he,he Młynarska w Katowicach też tam bywałem i na "czarnym rynku" i na Mikołajskiej (tak się chyba nazywała ta ulica ze świetnym płytowym sklepem w piwnicy)

quid pisze...

dokladnie..."u Hipa" :D..tak popularnie go zwano :)..jedne z niewielu miejsc w Katowicach gdzie mozna bylo kupic plyty i kasety..pozniej wypozyczalnia /tak tak, mlodziezy..kiedys byly wypozyczalnie plyt CD ;)/..

quid pisze...

Piotrze Mariacka..na Mariackiej byl ten sklep :)

Piotr K. pisze...

Tak, tak na Mariackiej , równoległej do torów kolejowych

Analogowe ucho. pisze...

"A dalej to samo"
Nie ma tego sklepu, płyty normalnie w sklepie, nie sposób kupić.
Pozostaną po nas "emeptrójki" To tak ma być? Dlaczego???

quid pisze...

juz niektore plyty wychodza na kartach pamieci...zenada...
ale jest nadzieja bo coraz wiecej nowych plyt wychodzi rowniez jako vinyl...to dobry znak...renesans plyty winylowej..:)
ostatnio zabieram sie do plyty Rewinskiego by ja zgrac i brak weny ;) "Szanowny panie, Wojciechu Manie, sercem mym targa gorycz i zal..dlaczego Henka nie ma w piosenkach..o Henku Starze co Stara ma..." :)

Anonimowy pisze...

Żądam ujawnienia nazw tych "... wielu artystów którzy wcześniej sprzedawali kilkusettysięczne nakłady płyt ... " i podania o ile konkretnie tych, rzekomych, tysięcy chodzi

albo zaprzestania powielania takich bzdetów.

Analogowe ucho. pisze...

Pyszny cytat, ze tak powiem "kantrowy" wielkie ciężarówki, długie trasy, "Heniek" za kółkiem. Pyszny!
Zgrałem ostatnio tę płytę z kasety, innej edycji, wtedy, nie miałem, dziś mam, winyl w stanie, bardzo dobrym, za czas jakiś będzie, nie prędko ale będzie..... Musi być ;-)

gLan anoNim pisze...

Cala rockowa czolowka lat 80-tych, jest zatem w czym wybierac.

Analogowe ucho. pisze...

Perfect, Exodus, Bank, Maanam, "grubo" ponad pół miliona nakładu pierwszej płyty, niewiarygodne dziś ale tak właśnie wtedy było. Wiem że był to inny czas i w ogóle, nie czas i miejsce tłumaczyć dlaczego.
Z innej bajki, Czerwone Gitary pierwsze trzy płyty nakład od 200 000 do pół miliona, dziś każda z tych płyt sprzedała się w nakładzie ponad milion.
Ale i tak to mały pikuś jest, Kaseta discopolowego "będu" Top One, płyta, Poland Disco No.2, nakład sięgnął coś ok 5. 6 milionów, tak się szacuje bo nigdy nie dowiemy się jaki nakład był....
A dziś jakie nakłady mają płyty? Szkoda gadać.......

quid pisze...

dzis zlota plyta to 10 tys...wiec nie ma sie co dziwic ze kazda jest zlota..lub co 2...
kiedys trzeba bylo zasluzyc na miano zlota...o platynowej badz podwojnej platynie nie wspominajac..

Analogowe ucho. pisze...

10 000, a ja cię pierdolę, w mordę i w ogóle.... No ale i tak dobrze że ktoś w ogóle kupuje. 10 000 kupiło, mimo że mogliby kliknąć dwa razy i płytę mieć, za free.
I dobrze i źle, no nie wiem co o tym myśleć......

Anonimowy pisze...

Faktycznie mało wiarygodne te nakłady, wierzę na słowo.
Aktualnie jest tak: http://zpav.pl/zasady_zpd.asp

Kissarmy pisze...

Odniosę się do nowej płyty dużego i małego Łosia - bije na głowę to co robią Kombisi. Podoba mi się nowy wokal, który w przeciwieństwie do Zyzona potrafi śpiewać. A Kombii - szkoda gadać. Wyrzucenie Plutona z zespołu i przyjęcie małego Tkaczyka to skandal.

Piotr K. pisze...

Z tymi złotymi płytami to faktycznie jakaś kompletna kpina.
No przynajmniej 100 tyś. taki powinien być limit, dla przyzwoitości.
Kiedyś 10 tyś. to płyt można było sprzedać w sklepie mięsnym w ciągu miesiąca.
:-)

Kissarmy pisze...

Dlatego średnio interesuję się "nowościami". Wolę grzebać w starociach - najlepiej pierwsze wydania. Ostatni sprzątnęli mi Dżambli (CD Intersonus)

Analogowe ucho. pisze...

100 000 to już się nigdy nie wrati, (no chyba że jakiś Feel, Doda albo Ich troje)
Inny czas, poza tym dziś młody człowiek ma dużo większy wybór na co wyda kieszonkowe. Muzykę, haha, to sobie akurat z internetu pobierze.

quid pisze...

no tak..lepiej wydac na "ziolo" albo "dopalacze" /i tu pojawia sie sarkazm/

a nam mowili ze wodka, piwo i papierosy szkodza ;)

Analogowe ucho. pisze...

Od razu tam na dopalacze.
Są wydawnictwa DVD, gdy komputerowe, różnego rodzaju gadżety typu "komórki" empetrójki...... Więcej jest kin, "kręgielni, pływali i w ogóle innych form rozrywki......
Inna bajka......

Analogowe ucho. pisze...

Co do tej płyty Dżambli to ciekawsza wydaje się być edycja Polskich Nagrań z 1993, (Made In Hungry) powinna lepiej grać (gra bardzo dobrze!) a i są nagrania bonusowe......

quid pisze...

optymista ;)

quid pisze...

taa..tyle ze pod zmieniona nazwa "Dzamble i A.Zaucha"...na nim sa 3 dodatkowe utw. "Chcialbym sie zabawic" i "opusc moje sny" i "ksiezniczka" - solowy Andrzeja

Kissarmy pisze...

Niestety mam taką przypadłość, że kupuję "całe" dyskografie i różne wydania. Płytę z PN mam, niestety np. nie ma oryginalnej okładki jaka była na vinylu. Nie jestem wielkim miłośnikiem Zauchy, ale jak ktoś lubi np. Anawa - może sobie kupić 5CD Box - jest na allegro. Tam jest i płyta z Dżamblami i ta z Anawą.

Anonimowy pisze...

Nawiązując do twórczości zespołu Kombi, w tym P. Sławomira Łosowskiego, to jeszcze raz chciałem przypomnieć o pierwszym materiale zespołu Kombi, wydanego na kasecie Wifonu pt. Muzyka Młodej Generacji. Proszę jeszcze raz, jeśli ktoś ma do tego dojście, niech zrobi wszystko, by te muzą umieścić na tym blogu. Naprawdę warto to zaprezentować. Na pewno fani Łosowskiego chętnie by tego posłuchali.
Pozdrawiam!
Tymon

Anonimowy pisze...

Kilka miesięcy temu ta kaseta była w formacie lossless na blogu Winylownia . Linku nie podaje bo autor ograniczył dostęp i nie mam tam wspępu.

Analogowe ucho. pisze...

Wystarczy napisać na adres, ogólnie znany o "klucz"

Analogowe ucho. pisze...

Odtworzyłem sobie dopiero dziś "odezwę do narodu" Jaruzela. Dlaczego te człowiek nie siedzi więzieniu od 20 lat. To żart jakiś, kpina, żałość , wstyd....

Anonimowy pisze...

trzeba sprawdzic:)