Wczoraj liczba odwiedzin tego bloga przekroczyła 500 tyś. To bardzo poważna liczba, której się nie spodziewałem, gdy prawie dwa lata temu, pisałem mojego pierwszego posta. Tak więc pozwolę sobie na małą dygresję. W początkowym zamyśle miał to być blog odzwierciedlający moje osobiste upodobania muzyczne, ale z czasem stał się bardziej publiczny i pomału zaczyna mnie przerastać. Nie wiem jak to wszystko się dalej potoczy ale czuję że nadchodzą jakieś zmiany. Oczywiście mam zamiar go kontynuował bo jest jeszcze mnóstwo muzyki którą warto przypomnieć i liczę na Waszą w tym pomoc. Chciałem podziękować wszystkim odwiedzającym, pomagającym, podrzucającym linki, krytykującym, uzupełniającym posty swoimi komentarzami i dzielącym się wiedzą muzyczną bądź wspomnieniami. Wszystko to sprawia że jest on bardziej interesujący.
Na koniec chciałem przytoczyć wypowiedź której udzieliłem parę tygodni temu Łukaszowi Lubiańskiemu oraz jego artykuł z "Dziennika". Ciekawią mnie Wasze opinie na ten temat.
Dnia 1-12-2008 o godz. 14:31 Łukasz Lubiatowski napisał :
Panie Piotrze,piszę niedługi tekst o audioblogach do sobotniego magazynu "Dziennika", prezentujący audio-blogosferę jako zjawisko, dzięki któremu ludzie znów "skupiaja sie" wokół muzyki, i dzielą się swoją pasją przypominając rarytasy, rzeczy niedostępne, nowe etc...chodzi o to, by przedstawić ten fenomen jako przeciwieństwo sieci peer-to-peer, gdzie sciaga sie muzykę "hurtowo", anonimowo i tym samym dewaluuje jej wartość. Chcę wspomnieć o wielu blogach zachodnich: np. prezentujących nieznaną muzykę z Afryki czy undergroundowy hip hop, ale też o Pana blogu - jako jednym z pierwszych i najbogatszych w polskim Necie. O ile Pan wyrazi zgodę, chciałbym wykorzystać w tekscie krótkie Pańskie wypowiedzi - jedną / dwie, dlatego podsyłam kilka bardzo ogólnych i dosć oczywistych pytań.
Będę bardzo wdzięczny za pomoc
z pozdrowieniami Łukasz Lubiatowski
Ł.L. Skąd pomysł, by zgrywać kawałki z archiwalnych płyt i kaset w formie mp3 i umieszczać je na blogu. Czy śledził Pan zachodnie audioblogi ?
P.K. Pomysł zrodził się jakieś dwa lata temu i nie był inspirowany zachodnimi audioblogami a raczej moją trochę anarchistyczną naturą i faktem, że w ostatnich latach jesteśmy zalewani gównianą bezwartościową tandetą serwowaną przez wielkie wytwórnie muzyczne. Natomiast ogromna masa wartościowej muzyki tworzonej przez ostatnie 30 lat jest zapominana, nie wznawiana a jeśli już wznawiana to w ograniczonym nakładzie i w cenach, na które czasami nie stać dorosłych, nie mówiąc już o młodzierzy. Zresztą to nie nowy pomysł, jako młody chłopak również nagrywałem i wymieniałem się nagraniami ze znjomymi tylko wtedy nośnik był inny - taśma magnetofonowa.
Ł.K. Czy jako kolekcjoner nie ułatwia Pan nazbyt zadania tym, którzy zamiast szukac archiwalnych płyt i reedycji, po prostu jednym kliknieciem ściągną nagrania, których poszukują. Jak długo aktywne są linki ?
P.K. Tych którzy kochają muzykę , mp3 nie zadawala . To tak jakbyś był kolekcjonerem obrazów ale zamiast orginałów wieszał na ścianach ich kserokopie dzesięciokrotnie gorszej jakości.
Natomiast tych którzy kolekcjonują płyty w formacie mp3, przy dzisiejszym postępie komputeryzacji i rozpowszchnieniu formatów bezstratnych takich jak wav, flac czy ape jest już chyba niewielu. Według mojej opinii sprzedawanie mp3 po cenach 3zł za utwór na powszechnie szanowanych stronach internetowych to jest kradzież w biały dzień i to w myśl prawa. Czasami taka płyta (dziesięcioktotnie gorszej jakości) kupiona w internecie kosztuje więcej niż orginał w sklepie !!!!
To jest kompletna paranoja, kto dopuścił do tego, gdzie prawa konsumentów.
Pilki mp3 do których linki są na moim blogu, jak napisałem na głównej stronie, nie powinny być celem a jedynie środkiem pomagającym w podjęciu decyzji o zakupie danej płyty. Posłuchaj zanim kupisz, jeśli nie znasz. Podoba ci się, kupuj płytę (jeśli jest akurat na rynku), nie podoba się to po co trzymać, wykasuj mp3.
Aktywność linków jest różna od kilku dni do kilku miesięcy w zależności od serwera.
Ł.K: Czy ma Pan kontakt z czytelnikami Pana bloga. Czy ważny jest dla Pana wymiar „społecznościowy” tej strony.Ile osób śednio dowiedza strone / ściąga dany tytuł.
P.K. Oczywiście, mam kontakt z czytelnikami a nawet próbuję ich wciągnąć we współredagowanie mojego bloga. Nie mam pojęcia co to jest "społecznościowy" wymiar, ale jeśli chodzi o wymiar edukacyjny to nabrał on dla mnie znaczenia, gdy zaczęli do mnie pisać ludzie młodzi z podziękowaniami za to,że pokazałem im coś o istnieniu czego, nie mieli zielonego pojęcia. Co ciekawe parę osób nawet pytało mnie czy mój blog może im służyć jako materiał źródłowy do pracy maturalnej.
W ciągu 21 miesięcy istnienia bloga, miałem ok 500 tyś. odwiedzin ze 109 krajów.
Ł.L. Ciekawą sytuacja było, gdy muzycy IMTM poprosili, by „wrzucił" Pan nagrania, których oni sami nie posiadają. A czy przez dwa lata zdarzyło się, ze ktoś prosił o usuniecie tych fragmentów. Czy boi się Pan, że ktoś zarzuci panu łamanie praw autorskich? Czy dlatego nie ujawnia Pan nazwiska?
P.K. Nie, nikt nigdy nie prosił mnie o usunięcie linków, a otrzymywałem korespondencję od muzyków takich grup jak ,Bank, Azyl P, Tilt, Ogród Wyobraźni, Stos, Pudelsi, R.A.P czy wspomniany wcześniej IMTM. Wszyscy wyrażali sympatię dla tego co robię. Co do łamania praw autorskich, to pewnie ktoś mi to w końcu zarzuci, gdy blog stanie się zbyt popularny. Jakiemuś twardogłowemu z branży przestanie się to podobać i pociągnie za sznureczki aby mnie udupić. Ale ja nie czuję się piratem , nie czerpie przecież z tego żadnych korzyści. Nawet nie umieściłem na blogu reklam (a mógłbym), żeby mieć czystsze sumienie. Nie zawsze te linki są moje, część znajduję w sieci, część podsyłają czytelnicy.
Moje nazwisko i tak nikomu nic nie powie, jest tam moje zdjęcie po którym paru dawnych kumpli mnie już rozpoznało.Nie jestem nikim znanym, jestem zwykłym szarym facetem który ma swojego bzika.
Ł.L. Umieszczał Pan na stronie stare nagrania punkowe - co Pan myśli o takich inicjatywach jak „z Jarocina” - archiwalnej serii CD z piosenkami Made In Poland, Siekiery. Czy czasem działalność „W moich oczach” nie jest właściwszą droga popularyzowania tych rarytasowych nagrań? Czy moze przeciwnie - takie strony jak Panska wspieraja takie wydawnictwa i budują na nie popyt.?
P.K. Uwierz mi, jestem pierwszym, który takie rzeczy kupuje, i będę pierwszy który będzie do kupowania tego rodzaju wydawnictw zachęcał (a właściwie to robię to od początku istnienia bloga ,patrz notka "Na marginesie" na głównej stronie) jeśli ktoś się o to do mnie zwróci. To wspaniale że istnieją jeszcze ludzie którym się chce wydawać takie płyty wiedząc że raczej wielkich zysków one nie przyniosą. Przy okazji kłaniam się "czapką do ziemi" Marcinowi Jacobsonowi, który już dużo doskonałej muzyki od wiecznego niebytu uchronił.
Z uszanowaniem piotrK
P.S
Przepraszam że przeszedłem na Ty, ale nie znam Cię ani Twojego wieku a po prostu jest to dla mnie bardziej naturalne gdy zwracam się do kogoś "na Ty". Mam nadzieje że mnie nie zamkną po tych wypowiedziach. :-)
Artykuł z "Dziennika"
Audioblogi: Muzyczna Biblioteka Babel
Dzięki internetowi dostęp do muzycznych nowości stał się bardzo łatwy.
Sceptycy kręcą nosem, że za sprawą internetu poznawanie muzycznej historii stało się zbyt łatwe, a dostęp do nowości często oznacza praktyki pirackie. Kiedyś albumu szukało się miesiącami, a upragnioną przesyłkę odbierało z drżeniem rąk. Dziś wystarczy kilka godzin, rzetelne przejrzenie Google i szybkie łącze, by zdobyć upragnioną płytę - czytamy w DZIENNIKU.
Oczywiście większość fanów korzysta z wielkich sieci typu peer-to-peer, które umożliwiają hurtową i anonimową wymianę plików, ale powstaje dla nich mocna konkurencja - audioblogi. To aktualizowane codziennie witryny z utworami do ściągnięcia w formie mp3, często służące popularyzacji nagrań niekomercyjnych i trudno dostępnych - strony prowadzone przez pasjonatów.
Nagrania anonimowych poza Afryką nigeryjskich twórców juju music, dostępne tylko na limitowanych winylach klasyki muzyki jungle, rarytasy z kaset dodawanych do punkowych fanzine’ów, surowe produkcje młodych londyńczyków z podziemnej sceny grime - te dźwięki trudno znaleźć nawet w najlepiej zaopatrzonym muzycznym sklepie. Rzadko wspominają też o nich zajęte aktualnościami wysokonakładowe pisma. Twórcy audioblogów, kompletując fascynujące archiwum muzycznych osobliwości, piszą alternatywną wobec oficjalnego kanonu muzyczną historię. Animatorzy tego nowego obiegu kultury nie przejmują się prawami rynku. To zwykle płytowi kolekcjonerzy, zapaleni hobbyści czy młodzi kronikarze rodzących się subkultur, którzy poświęcają swój wolny czas, by dzielić się unikalnymi zbiorami i wiedzą. Mechanizm tych stron jest bardzo prosty - większość autorów umieszcza nagrania na jednym z serwisów hostingowych typu rapidshare i zwyczajnie wkleja link obok informacyjnego tekstu. Wystarczy kliknąć prawym przyciskiem myszki, by zgrać piosenkę lub całą płytę na dysk.
Zapomniane peryferia popkultury
Słuchając starych, zapomnianych zespołów z Melbourne na blogu 7’’ From The Underground (www.bluetvset.blogspot.com) prezentującym rarytasowe single nowofalowych grup z początku lat 80., poznamy muzyczne korzenie Nicka Cave’a. Śledząc miksy podziemnych acidowych singli na stronie Gutterbreakz (www.gutterbreakz.blogspot.com), łatwiej będzie zrozumieć, co ukształtowało styl The Prodigy. Twórcy blogów wywracają do góry nogami ustalone hierarchie, a muzyczne dzieje piszą nie chronologicznie, lecz "w poprzek", kierując uwagę na peryferia popkultury, odkrywając zapomniane wątki.
- Stronę założyłem zirytowany faktem, że w ostatnich latach jesteśmy zalewani tandetą serwowaną przez wielkie wytwórnie, a ogromna masa wartościowej muzyki tworzonej przez ostatnie 30 lat pozostaje zapomniana - tłumaczy "Dziennikowi" Piotr, autor jednego z najciekawszych polskich audioblogów "To, co mi gra" (www.musicblog-piotrk.blogspot.com). Na swej stronie zamieszcza nagrania z archiwum polskiego rocka, od takich białych kruków jak koncertowe bootlegi Deutera (z festiwalu Róbrege ’84) czy grupy Ogród Wyobraźni (Jarocin ’81), po wydawnictwa zapomnianych tuzów rodzimego hard rocka i metalu - P.J. Band czy Syndii. W ciągu dwóch lat zanotował niemal pół miliona odwiedzin fanów z ponad stu krajów. Podkreśla jednak, że nie chce z tej popularności czerpać żadnych korzyści, poza satysfakcją z dobrze spełnionej edukacyjnej misji.
Podobne intencje deklaruje większość autorów empetrójkowych witryn. - Nie ma sensu publikować nagrań Nirvany, chyba że to fragment jednego z ich pierwszych koncertów z 1988 r. Ciekawiej szukać rzeczy trudno dostępnych. Nie dlatego, że to wartość sama w sobie, lecz by wydobyć coś unikalnego z mroku zapomnienia - tłumaczy Oliver Wang, twórca witryny Soul-sides (www.soul-sides.com). Archiwizując nieprzebrane zasoby audiosfery, twórcy blogów toczą swoistą kulturową wojnę - odkrywając to, co zepchnięte na margines rynku, odbierają monopol na informację marketigowcom wielkich wytwórni oraz decydentom w sieciach handlowych. Nie godzą się na to, że ważne płyty wyszły z obiegu lub kosztują fortunę na internetowych aukcjach. Potwierdzają tym samym teorię "długiego ogona" sformułowaną przez Chrisa Andersona, mówiącą, że internetowy ruch generują nie ci, których przyciągają zjawiska najpopularniejsze, lecz masa indywidualistów zainteresowana tym, co w realnym świecie uchodzi za niszowe. Choć ich głos rzadko przebija się do drukowanych mediów, w necie najlepsze blogi stanowią opiniotwórczą siłę. I stwarzają wykluczonym czy niechętnym mainstreamowym trendom, możliwość uczestnictwa w kulturze. Łączy ich poczucie, że dzięki sieci znaleźli swoją narrację, odmienną od wersji dziejów pisanej przez VH1 czy Radio Złote Przeboje.
I choć audioblogi działają poza prawnymi regulacjami, a twórcy nie otrzymują pieniężnej gratyfikacji za publikacje swych kompozycji, blogersi są przekonani, że działają na ich korzyść. - Nikt nie prosił mnie o usunięcie linków, a otrzymywałem korespondencję od muzyków takich grup jak Bank, Azyl P, Tilt, Ogród Wyobraźni, Stos, Pudelsi, R.A.P - mówi Piotr.
Model "długiego ogona"
Wielokrotnie zdarzało się też, że małe tematyczne strony niemal samodzielnie generowały popkulturowe mody na nagrania danego typu. Przykładem może być witryna Awesome Tapes From Africa. Jej twórca Brian Shimkovitz, młody etnomuzykolog z Nowego Jorku, spędził w Afryce kilka miesięcy na uczelnianym stypendium. Podróżując po kontynencie, zgromadził niezwykłą kolekcję kaset z muzyką z różnych zakątków Czarnego Lądu - od mistycznych berberyjskich śpiewów, przez plemienne pieśni z Kenii, po taneczne nigeryjskie juju czy gospel z Mali. - Po prostu przytłoczyło mnie bogactwo dźwięków dobiegających z samochodów, sklepów, targowych stoisk. Odkryłem, że każdy kraj ma własną, niezwykle różnorodną scenę, wiele unikalnych gatunków, nurtów, muzycznych tradycji - wspomina Shimkovitz. Dziś o jego odkryciach mówią m.in. alternatywne gwiazdy z Vampire Weekend czy Damon Albarn z Gorillaz. Inny pasjonat muzyki afrykańskiej Andy Moor, lider legendy europejskiego post punka The Ex, tłumaczy: - Gdyby Brian chciał szukać twórców tej muzyki, by zaoferować im minimalne opłaty za wykorzystanie nagrań, straciłby kilkakrotnie więcej pieniędzy, niż są one warte. A dzięki popularyzacji tych dźwięków muzycy zarobią dużo większe sumy, grając w Europie czy Stanach.
Często zresztą model "długiego ogona" znajduje swoje podstawowe, biznesowe potwierdzenie. Internetowe witryny kreują popyt na wcześniej nieopłacalne produkty i w końcu znajdują się pasjonaci, którzy podejmują ryzyko publikacji nagrań w oficjalnym obiegu. Wydawcy cyklu kompilacji "Ethiopiques" z muzyką etiopską lat 60. prestiż i wielu klientów zdobyli dzięki rekomendacjom blogerów. Być może podobnie będzie z niezwykłą serią "Z Jarocina" wydawnictwa W Moich Oczach, od niedawna przypominającą archiwalne nagrania legend polskiej nowej fali. Piotr, który część tego materiału publikował ponad rok temu na swojej witrynie, zapowiada, że chętnie wesprze twórców projektu. Z kolei Robert Jarosz, pomysłodawca jarocińskiej serii, przyznaje: - Działamy równolegle, na nieco innych poziomach. Wiem, że sprzeda się tyle płyt Siekiery, by usatysfakcjonować wydawców i artystów. Ale fajnie, że są ludzie niezwiązani monopolem papieru, zezwolenia, państwa i nikomu nie szkodząc, realizują swoją pasję. Audioblogi są dla wariatów, do których sam się zaliczam.
Etnografowie ery globalizacji
Jarosz przypomina też, że muzyka spoza głównego nurtu zawsze znajdowała formy dystrybucji poza oficjalnym, rynkowym obiegiem. Punkowcy pierwsze próby utrwalali na kasetach, hiphopowcy prezentowali umiejętności na nagrywanych własnym sumptem mixtape’ach, twórcy jungle prezentowali nowe utwory w pirackich rozgłośniach radiowych. Każdy prawdziwy fan rocka zna bootlegi Boba Dylana czy Doorsów, zaś miłośnicy jazzu kolekcjonują nieoficjalne koncertowe nagrania Davisa. Nawet najsławniejsi artyści często godzili się z istnieniem tej rynkowej szarej strefy, wiedząc, że takie wydawnictwa nie są konkurencją dla legalnych płyt, lecz bonusem dla tych, którzy już je kupili. Sun Ra niezliczone bootlegi ze swoich koncertów nazywał nawet "kosmicznymi biuletynami". Dziś te stare zbiory mają niezwykłą wartość historyczną, a zadaniem pracowitych blogerów jest, by jak największą ich część ocalić przed zapomnieniem.
Audioblogi kształtują gusta, sprzyjają tworzeniu nowych kanonów. Najciekawsi autorzy grają dziś rolę współczesnych etnografów ery globalizacji, którzy jak niegdyś Harry Smith - badacz amerykańskiego folku - przywracają tysiącom internetowych użytkowników pamięć o bogactwie kulturowych tradycji. W pozbawionej jakiejkolwiek hierarchii cyberprzestrzeni, wśród gigabajtów empetrójek zalegających na dyskach, ich często heroiczny wysiłek to próba przywrócenia choćby złudnego porządku w wielkiej internetowej Bibliotece Babel.
Łukasz Lubiatowski
http://www.dziennik.pl/kultura/article277189/Audioblogi_Muzyczna_Biblioteka_Babel.html