środa, 20 maja 2009

Czerwoni

W ostatnim poście przypomniałem Tomasza syn Erika, a dzisiaj będzie o Rafale synu Daniela. Postać dość znana z TV, ale pewnie mniej od strony muzycznej.
Debiut piętnastoletniego Rafała nastąpił w 1986 roku na scenie Filharmonii Białostockiej gdzie akompaniując sobie na gitarze wykonał kolędę Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Tak to wspomina w wywiadzie dla "Tylko Rock" :
"Myślałem że się zesram ze strachu. Ale okoliczności były poważne , poza tym wiersz bardzo fajny".


Na przełomie 87/88 roku znajomy trębacz poznaje go z Robertem Ochnio, wtedy już doświadczonym muzykiem grającym na gitarze w Tubylcach Betonu. Wspólnie namierzyli basistę Piotra Kokosińskiego. Imponował im bo miał bezprogowy bas i własny czteroślad. Powstanie grupy Reds z Olbrychskim jako liderem pozwalało wróżyć duży sukces, tym bardziej że zainteresowała się nimi firma Arston . Z niewielką pomocą ojca, pod koniec 1988 roku, w studiu Teatru Stu, nagrywają pierwszy utwór "Labour of Love" a rok później album "Changing Colours". Muzyka na płycie nie jest odkrywcza choć nie nudzi i może się podobać. Jest dobrze zaaranżowana i precyzyjnie wykonana. To taka wypadkowa tego, co działo się w brytyjskim rocku pod koniec lat 80-tych. Zresztę członkowie Reds nigdy nie ukrywali fascynacji takimi grupami jak, The Smiths, The Cure, Bolshoi czy U2. Jednak tym albumem nie zdołali przekonać do siebie młodej publiczności. Całość zaśpiewana była dodatkowo po angielsku, co jak twierdzili sami muzycy było niepotrzebne i dobiło zespół. Dodatkowo konflikty wewnętrzne spowodowały, że Redsi przestają istnieć w 1991 roku. Olbrychski próbuje reaktywować grupę rok później z muzykami Holloee Polloy ale projekt pada. Kolejna tym razem udana próba powrotu nastąpiła w 1998 roku. W studiu Piotra Kokosińskiego nagrywają płytę Berlin , którą można określić mianem gitarowego popu.
Oto jak to wspomina Rafał :
"Ja chciałem aby to była płyta bardziej angielska, ale zespół to wypadkowa upodobań ,osobowości wszystkich muzyków. Robert przed wejściem do studia kupił sobie Gibsona, pożyczył wielki piec Marshalla - dzięki temu brzmienie jest mocno gitarowe. To był eksperyment. Materiał nagraliśmy na żywo, po czym Piotrek z Robertem obrobili go na Macintoshach. Mieliśmy nawet problem ze zbytnią doskonałością dźwięku i trzeba go było później "brudzić".Gramy bo lubimy to robić. Fajnie że dzięki naszej życiowej sytuacji możemy robić muzykę dla przyjemności, jesteśmy samowystarczalni i sami o wszystkim decydujemy. Dysponujemy własnym studiem, mogliśmy nawet założyć własną wytwórnię żeby to wydać - nie starczyło tylko czasu aby wszystkiego dopilnować. Podpisując kontrakt z dużą firmą płytową (Sony Music), działamy na serio, stanęliśmy do wyścigu. I chętnie się pościgamy".

Niestety z wyścigu nic nie wyszło, chyba zostali w blokach startowych. Płyta przeszła bez echa a Redsi zniknęłi ze sceny. Niedawno Olbrychski wydał całkiem niezłą solową płytę "Tatango", co podtrzymuje jego średnią , jedna płyta na dziesięć lat.



1. Berlin płonie
2. Jak dwa słońca
3. M
4. Ścieżka strachu
5. Instynkt
6. Tylko wybacz mi
7. R & R
8. Ból
9. Niki(m)
10. Nepal
11. Dalej jest tylko świetlisty szlak w otchłań prawdy, która jest jaką jest

http://rapidshare.com/files/235022499/Reds-Berlin.rar


P.s
gLan dzięki za Berlin

25 komentarzy:

Anonimowy pisze...

W 1990 roku zagrali w Jarocinie . Czy ich koncert był żenadą , czy żenującą była publiczność..... cóż , kwestia gustu. Fakty są takie ,że po drugim ( albo trzecim utworze ) totalnie wygwizdani zeszli ze sceny. Prawie rzucali gitarami ze wściekłości. Tak wyglądało moje z nimi jedyne koncertowe zetknięcie na żywo.

Anonimowy pisze...

Taa, pamiętam. Tajemnicą poliszynela było, że jarocińska publiczność w ten sposób protestowała przeciwko synkowi, któremu znany tatuś załatwił karierę. Wiadomo, że głupota, ale wtedy tak było a Jarocin rządził się swoimi, czasami idiotycznymi zasadami...

Anonimowy pisze...

Junior nie miał lekko, ale muzycznie nie jest to takie najgorsze, może niezbyt oryginalne granie, ale przyjemnie się słucha nawet po tylu latach...

Anonimowy pisze...

Niezbyt oryginalne?Doskonale pamiętam tamte czasy i "oryginalność"naszych artystów.50% to grało jak U2,30% jak The Cure,a reszta też miała swoje zachodnie odpowiedniki.Na polskie warunki to byli bardzo "inni",bardziej "zachodni",a Olbrychski nieźle sobie radził z "engliszem".Jedno jest pewne.Był lepszym muzykiem niż aktorem albo celebrytą jak ich teraz zwą.

Piotr K. pisze...

Tak, bycie dzieckiem znanej osoby nie zawsze pomaga w karierze.

Anonimowy pisze...

No właśnie różnie to bywa, jedni są beztalenciami ale na nazwisku zdobywają większą czy mniejszą sławę, inni mają talent, chęci i umiejętności ale muszą z kolei borykać się z piętnem tego nazwiska. Olbrychski coś próbował robić po swojemu, może to się podobać lub nie, ale przynajmniej próbował, Redsów da się i dziś słuchać, nie ma się poczucia zażenowania i wrażenia, że Olbrychski jakoś się lansował szczególnie. Słyszałem i może mam gdzieś na kasetach ze 2-3 kawałki koncertowe, radzili sobie nieźle. Był nawet taki moment, że padły im wzmacniacze czy coś i Olbrychski zagrał jeden kawałek akustycznie i też wypadło to nieźle.

Anonimowy pisze...

Pouczająca historia z tym Jarocinem, jak widać, niektórym demonstrowanie tak zwanych ideałów przeszkadza w myśleniu. A Changing Colours to bardzo porządny album. Drugiego nie znam, ale zapoznam się chętnie.

BARTHEZ_CKM pisze...

Koncert REDS z Jarocina 1989 na www.chomikuj.pl/BARTHEZ_CKM

peiter pisze...

jeśli ktoś chce skany artykułów/wywiadów o Redsach z RocknRola z 90/91, prosze dac znać.
pierwsza płyę zapamiętalem jako bardzo fajną. o osobie syna aktora sie nie wypowiadam, bo lezącego się nie kopie

gLan anoNim pisze...

no to ja poprosze o skany.. chetnie sobie poczytam, co napisano prawie 20 lat temu.

Swoja droga gosciu mial talent i oryginalny glos. Pierwsza plyta jest niezla i dobrze nagrana, to trzeba uznac. Szkoda tylko, ze wokal byl w j. angielskim, choc jesli o to chodzi, tez dobrze im wyszlo. Dzis poszlo by im z tym latwiej.
Swoja droga podobnie "zapomniano" rowniez podobna pozycje z tego okresu: "The Fotoness - When I die" Dzis chetnie powraca sie do takich albumów bo maja swój klimat.

Utwór "Deauville" na pierwszym albumie jest moim zdaniem rewelacyjny. Gdyby spiewali po polsku a syn mialby troche wiecej sily wyskoczyc z cienia ojca, polski rock bylby dzis bogatszy o porzadna kapele.
W sumie nie mogli byc zli, skoro tyle osób o te plyty pyta.

Co synek wyrabial w ostatnich latach, tego nie komentuje.

e_deck pisze...

Wracając do koncertu z Jar'90 (01.08) - taki opis kasety:
1.?, 2.Rain, 3.Never Mind, 4.City, 5.Train, 6.Incydent
ad6.- jeśli dobrze pamiętam, to chyba basista został trafiony w ramię czy nawet twarz.Olbrychski próbował jeszcze po krótkiej przerwie nawiązać kontakt z publiką ale nie było aplauzu a trafiony muzyk na scenę nie wyszedł i koncert się skończył.Granie Redsów bardzo mi się wtedy podobało,koncert był poprawny i szkoda że miał taki finał.Dobrze ze zdążyli zagrać numery, które zarówno wtedy jak i teraz po latach wiele dla mnie znaczą.

Anonimowy pisze...

The Fotoness - When I die, płyta nie jest zła o ile przyzwyczai się człowiek ze sposobem nagrania, w szczególnosci sekcji rytmicznej, gdybym nie wiedział że to żywi ludzie, to bym na 99% obstawił że to automat perkusyjno-basowy.

Z tej płyty jeden z utworów, był przebojem, w wersji po polsku. Gdzieś go wydano na CD?

Anonimowy pisze...

"To co pierwsze"? Czy to był przebój, raczej nie, może "15-10-5"?

Anonimowy pisze...

No właśnie nie pamiętam

gLan anoNim pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
gLan anoNim pisze...

Cos mi sie wydaje, ze chodzi tu o utwor Fotoness - Foto, ktory jednak znalazl sie na LP "Radio nieprzemakalnych" wydanym w 1988 przez Wifon. Ten sam kawalek gra rowniez T.Love na swoich koncertach.

Na albumie "When I die" wtylko 15 10 5 jest w j.polskim ale jakims szczegolnym hitem nie byl

Anonimowy pisze...

Myślę że idzie właśnie o utwór Foto, ale pewności nie mam, nie słyszałem z 20 lat. Poszukam winyla, tylko jaki ma ów winyl numer (Radio Nieprzemakalnych.....)

Piotr K. pisze...

Najlepiej pogrzebać na tym blogu to numer się znajdzie

Anonimowy pisze...

No tak, po to jest wyszukiwarka :-)

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

"Trampek" podrzucił kiedyś Berlin z CD, o ile dobrze pamiętam.... Hmmmmmmmm

Anonimowy pisze...

Witam,
Jakby ktoś był zainteresowany to mam na zbyciu czyt. na sprzedaż pierwszy album Reds'ów na CD (z bonusami) Jest to nie lada rarytas, wydany przez POMATON w 1991 roku (numer seryjny POM CD 010)Niestety brak okładki,taką wersję kupiłem dawno temu i nie mam pojęcia czy wyszła ta płyta z okładką...Kontakt i propozycje cen na: clockwork_gnoll@o2.pl pozdrawiam serdecznie. :)

Anonimowy pisze...

Dzięki PRZEŁOKRUTNE. Bardzo lubię tą płytę a nie można jej nigdzie dostać/kupić/ściągnąć.Młody O. jest może i palantem ale to MU WYSZŁO. Ta płyta jest świetna i już.DZIĘKUJĘ BARDZO. ps. jest jeszcze taka inna zagubiona perła : Moonwalker z Krakowa z Januszem Radkiem na wokalu. Miałem kiedyś taka czerwona kasetę. Świetny materiał.Rock prog/regresywny.Ma to ktoś? Na cd nie wyszło chyba.Piotr Kosiński tym się podniecał...

Marcin pisze...

Cholera . Nie słuchałem tej płyty z 10 lat. Nadal jest świetna. Rafał !!! Zamiast nagrywać solowe bzdety (sorry) może by tak reaktywować czerwonych ???

Paweł pisze...

O ile dobrze pamiętam był rok 1990. Zapewne jesień, bo było zimno jak cholera i po południu ciemno. Zespół Reds pojawił się w słynnym puławskim Domu Chemika z występem. Na sali głównie młodzież z ogólniaków, w tym pod sceną grupa młodych dziewczyn piszcząca już na sam widok młodego Olbrychskiego. Przybyło też kilku punkowców - ostatnich ortodoksów, bo punk w Puławach już od dawna był w odwrocie.
No i wtedy się zaczęło... Punkowa publika krzyczała do Olbrychskiego: "Azja!", nabijała się z fryzury gitarzysty, rzucając porównanie do krzyżówki pudla z szopem praczem i cały czas w przerwach pomiędzy utworami robiła sobie jaja z zespołu. Doszło nawet do próby zabrania stojaka z mikrofonem wokaliście. Gitarzysta stracił nerwy, odpiął od gitary kabel, rzucił wtyczkę na scenę i uciekł za kulisy ze słowami: "Rafał, ja dla takiego bydła nie będę grał!". Olbrychski pobiegł za nim i przyciągnął go z powrotem. Koncert zespół dokończył raczej w złym humorze.
No cóż... Było wesoło.
Moje zdanie odnośnie płyty "Changing colours" jest takie, że jest ona niezła i jak na tamte czasy dobrze zaaranżowana oraz nagrana. Ochnio już wtedy przyzwoicie grał na gitarze, a bas też brzmi nieźle. Olbrychski udowadnia jednak, że angielski jest dla niego językiem obcym (fatalna wymowa i akcent). Ten kto nie zna dobrze angielskiego, może się nabrać na tą "angielszczyznę", że niby taka profesjonalna.